Słucham muzyki, a nie gatunków L.U.C

BULDOG - Laudatores Temporis Acti

Czasem zdarza się płyta, którą nie wiem jak ugryźć. Tym razem jest to ostatni Buldog. Na czym polega problem? Chyba na tym, że z jednej strony jest to album trudny, wymagający (bo to poezja od wszech czasów kojarząca mi się z bardziej skomplikowanym sposobem wypowiedzi uczuć), a z drugiej strony mam ochotę napisać, że to wydawnictwo przeciętne, powielające patenty z Chrystusa miasta.

Do rzeczy - tak jak i poprzednio autorami większości tekstów są poeci. Największą reprezentacją cieszy się ponownie Tuwim, ale prócz niego są również Wojaczek, Asnyk, Gajcy, Osiecka, Brodsky i Woroszylski. Pojawiły się również 3 utwory autorstwa Kłaptocza, które nie ustępują poziomowi pozostałym poezjom. Ich tematyka wprowadzi słuchających szybciej w przygnębienie, niż w radość - opowiadają o śmierci, o braku miłości, o opuszczeniu, samotności - taki klimat sprzyja zadumie i próbom głębszego zaznajomienia się z albumem, poświęcenia mu większej ilości czasu, skupienia się, a nie słuchania w biegu, w głośnym tramwaju czy autobusie, jak mam to w zwyczaju.

Muzycznie jest to również kontynuacja kierunku obranego na Chrystusie miasta, czyli rock/reggae/funk/ska z czasem niesprecyzowanym, delikatnym, pozbawionym emocji głosem (który świetnie sprawdza się w zmiennych skalach Daremnych żali  i nadaje niesamowitej energii w Z wierszy o państwie I-IV - jest to jeden z najlepszych kawałków na płycie zawierający dodatkowo bas docierający w głębokie rejony umysłu) i bujającą, lekko uspokajającą (usypiającą?) muzyką... No nie, są też momenty podniesienia jak w Modlitwie za rzeczy, głośniejsza sekcja dęta. Są nawiązania do Buldoga z Kazikiem (Humoreska podobna do pH), Hurtu (Do przodu tylko do przodu brzmi jak Lipstick on the glass), Venus to Barykady Lao Che. Zespół wykorzystał w muzyce afrykańskie zaśpiewy (Z wierszy o państwie I-IV) oraz połączył śpiew amerykańskich solistów gospelowych z podniosłą pieśnią kościelną (Niczyj). Piosenka na ostatni dzień w roku jest jak życie Wojaczka przedstawione przez Lecha Majewskiego w filmie - szybkie, intensywne i stosunkowo krótkie. Na płycie obok Z wierszy o państwie I-IV wyróżnia się także Miłość, kości i skóra - posiada przyjemnie bujający rytm, minimalistyczną perkusję, potężniejszą gitarę elektryczną i bigbandowe dęciaki w refrenie. Zaś w klimacie kabaretów z okresu międzywojnia (pierwsza część utworu) i zabaw starym elektronicznym sprzętem spod znaku Plazmatikonu (część druga) jest tuwimowska Litania. Składu dopełnia kawałek o chyba najdłuższym tytule - Pewnej zimy w pewnym mieście robotnicy ostrzegają przechodniów żeby nie przyłączali się do nich oraz Modlitwa za rzeczy, która wcześniej (2009 rok) pojawiła się na kompilacji sygnowanej przez Muzeum Powstania Warszawskiego i została wykonana przez byłego wokalistę Buldoga...

Płyta przyzwoita, może wrócę do zarzuconego Chrystusa miasta...?

6 komentarzy:

{ Lidia } at: 16 maja 2012 16:25 pisze...

Buldog to bardzo ciekawe zjawisko na poslkiej scenie muzycznej..dużo daje sama osobowość wokalisty. Byłamna koncercie Buldoga-ich muzyka na ilve brzmi jeszcze lepiej-polecam! A zachowanie wokalisty na scenie-naturalnie szalone:)
Pozdrawiam,
Lidia Al-Azab

{ ssdf } at: 19 maja 2012 23:54 pisze...

Album rzeczywiście nie należy do najprostszych...

Anonimowy at: 27 maja 2012 23:16 pisze...

Płyta Chrystus miasta to perfekcja
Laudatores świetna, aczkolwiek jak dla mnie za mało mocnego uderzenia
Recenzja... no spoko, ale nie wiem autorze skąd do głowy przyszły Ci te porównania?! Gdzie Venus, a gdzie Barykada, Gdzie humoreska a gdzie pH? Totalnie od czapy

Jeszcze raz podkreślam, że Buldog to czołówka na polskiej scenie muzyce alternatywnej!

{ muzykowisko } at: 28 maja 2012 08:42 pisze...

Lidia: Kłaptocza miałem okazję widzieć jedynie na DVD z koncertu Kultu z cyklu MTV Unplugged i rzeczywiście można dojrzeć w nim jakiś żywioł. Powiem szczerze, że jestem bardziej przywiązany do "Płyty" niż do albumów bez Kazika, pewnie wynika to po części z problemem jaki przynosi mi zrozumienie poezji, ale pewnie też z powodu mego umiłowania Staszewskiego (ostatnimi czasy słabnącego).

T-Virus: Tak jak odpisałem Lidii - nie przepadam za poezją, chyba jak wielu Polaków, więc tam gdzie będzie pojawiała się poezja śpiewana, zawsze będzie to dla mnie nie najprostszy album.

Anonimowy: nic nie poradzę, że słyszę w "Venus" pewne akordy z "Barykady", a w "Humoresce" kazikowe "pH". Co do muzyki alternatywnej - niby, która to jest? Jak nie jestem puszczany w radiu to jestem alternatywny? Buldog leci w Esce Rock, w Antyradiu, więc gdzie ta alternatywa? Bo jeśli jedynym kryterium ma być niekomercyjność, to co jest komercyjne - to co się dobrze sprzedaje? Czy każda złota czy platynowa płyta jest z góry komercyjna? Wydaje mi się, że problem komercyjności leży w twórcy, jeśli przystępując do nagrywania muzyki wie/podejrzewa co się sprzeda i nagrywa to. Obecnie, czy jeszcze kilkanaście miesięcy temu mianem komercyjnym można było obarczyć masowo wydawane książki o tematyce wampirycznej, ale gdy pojawiała się pierwsza współczesna (mam tu na myśli, te które wyszły już w XXI wieku) powieść z tego cyklu - o niej nie powiedziałbym, że była komercyjna, więc czy była alternatywną/niezależną literaturą?

Anonimowy at: 28 maja 2012 12:51 pisze...

łoho jeśli chcemy się bawić w uniwersalne definiowanie muzyki alternatywnej to daleko nie zajedziemy... Co człowiek to zdanie. Mogę mówić co to znaczy w moim mniemaniu: alternatywa to często niewdzięczna niezależność, komercja to złoty kaganiec. Buldog jest niezależny (sądząc po frekwencji na koncertach niewdzięcznie niezależny, ale za to należy im się ogromny szacunek). Wybiera sam co chce grać i jak chce grać, nie zważając na opinię czy presję słuchaczy. Pieniądze z płyt albo są albo ich nie ma - tak czy siak grają. Są w radiu czy nie - tak czy siak istnieją. Nie robią z siebie szmat, aby sprzedać swoją muzykę. Granica jest bardzo cienka. Można 30 lat śpiewać ,,festiwal w sopocie jako ochlaj i wyżerka" a teraz jechać do opola i pytać why leo?. Ponadto muzyka alternatywna musi być ambitna. musi posiadać treść, która wyraża coś o czym popożercy nie chcą myśleć, dla których słuchanie ,,muzyki" to wyłączenie mózgu. Masowość nie wyklucza alternatywy, wyklucza ją komercja, która więzi swobodne i prawdziwe przesłanie artysty, w zamian dając piniondzury

{ muzykowisko } at: 28 maja 2012 20:44 pisze...

Racja, dzięki za wyczerpującą odpowiedź i liczę na częstsze zaglądanie do mnie :)

Prześlij komentarz

 

Copyright © 2010 • Muzykowisko • Design by Dzignine,