Słucham muzyki, a nie gatunków L.U.C

BatstaB - Coffin Rock

Dziś na blogu po raz pierwszy pojawia się recenzja EPki. Zespół BatstaB raczej nie jest powszechnie znany - dobry wujek facebook mówi, że 477 osób ich lubi, więc nie są bardzo popularni. Dlatego najpierw kilka słów o historii i składzie.

BatstaB swoją historię liczy od wiosny 2009 roku, kiedy to w klubie No Mercy w Warszawie dali pierwszy koncert. Początkowo skład tworzyli: na wokalu - Luna Braga, bas - Baron Kruger, klawisze - Gigan; w 2012 roku zespół opuścił ten ostatni. Prócz zmian personalnych nastąpiła również zasadnicza zmiana tworzonej muzyki. Dotychczasowe twory oscylujące w okolicach wesołego gotyckiego rocka poszły w zapomnienie, nastał czas coffin rocka - połączenie swingu i rock'n'rolla. Estetyka steampunku (nawiązanie do maszyn parowych, Dzikiego Zachodu, XIX-wiecznej Wielkiej Brytanii ery wiktoriańskiej), do której zespół się odwołuje, teraz widać w całej krasie - ubiór, atmosfera i scenografia podczas występów oraz wszędobylska para - istny XIX wiek połączony z klimatami gotyckimi - cały BatstaB! Nie wierzycie? Spójrzcie sami co robią w czasie spektakli z artystką burleski Pin Up Candy w Klubie Rampa:



Zresztą zespół sprawdzili już Japończycy i Łotysze; na rodzimym podwórku supportował między innymi Closterkellera, a 30.11.2012 poprzedzi również koncert XIII Stoleti.

Przechodząc do samej EPki - jeśli ktoś z was, moi drodzy czytelnicy, znał dotychczasową twórczość BatstaBu i nie był w tym roku na ich występie, ten będzie miło zaskoczony. Już otwierający płytkę Coffin Rock, garściami czerpiący z klasycznego rock'n'rollowego standardu świetnie sprawdza się w uwielbianej przez zespół knajpianej, coffinrockowej stylistyce - klimat, jaki tworzą w czasie spektakli w Rampie świetnie oddaje ten utwór. Ogólnie odnosi się wrażenie wesołości, ale słyszane w tle cymbały (?) dodają elementów znanych z horrorów czy innego gatunku związanego z grozą, duchami i umarlakami, a głos wokalistki dorzuca zadziorności, szorstkości. Kolejny kawałek - Host a ghost - zbudowany jest na syntezatorach, ale prócz nich wiele się dzieje. Szybkie tempo powoduje rytmiczne bujanie się głowy. Najlepsze jednak zespół zostawił na koniec - Don't be afraid of the death, również naszpikowane jest syntezatorami, z których ten otwierający - czyż nie ukradli go Jarre'owi i, w kolejnych fragmentach, Riverside, a perkusji XIII Stoleti? Luna śpiewa z siłą, a zastosowany efekt echa i chórki jeszcze podkreślają moc jej głosu. W tle przyjemnie niepokojąco "pomrukuje" bas Barona - po prostu utwór-cudo.



Swoje pierwsze styczności z danym przedmiotem, zjawiskiem, wydarzeniem zwykle zapadają w pamięć. Coffin Rock w moim przypadku również zachowa się w moim umyśle - jest to pierwsza płyta, którą otrzymałem bezpośrednio od zespołu. Wielkie dzięki!

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Copyright © 2010 • Muzykowisko • Design by Dzignine,