Słucham muzyki, a nie gatunków L.U.C

OPERA RARA, Kraków, 17.01.2013, 20.00

źródło: http://www.facebook.com/konfederacka4
Opera - jak to strasznie brzmi! W świadomości wielu ludzi opera to orkiestra i kilku poprzebieranych w fatałaszki oszołomów biegających od lewej do prawej strony sceny i śpiewających niezrozumiale. Nie będę się przechwalał, że uważałem inaczej, ale moja pierwsza styczność z tą formą sztuki raczej wpędziła mnie w ramiona tego stereotypu niż zdołała wyciągnąć z błędu. Niestety, "Halkę" Moniuszki wystawianą w Operze Krakowskiej będę wspominał niezbyt miło - było dokładnie tak, jak w drugim zdaniu: przed ukrytą pod sceną orkiestrą, między elementami bogatej i robiącej wrażenie scenografii biegała grupka śpiewaków, jednocześnie z głębi swoich trzewi wydobywając w większości niezrozumiałe dla mego ucha słowa (z obowiązku zaznaczę, że libretto jest w języku polskim). Jednak, jakby jednej opery Krakowowi było mało, to władze miasta, a właściwie Filip Berkowicz (obecnie już były pełnomocnik prezydenta miasta do spraw kultury), wpadł na pomysł ściągnięcia do stolicy Małopolski produkcji święcących triumfy na scenach oper i festiwali we Włoszech, Francji, Wielkiej Brytanii czy Niemczech. Stworzono cykl Opera Rara, w którym prezentowane są XVII i XVIII wieczne "must see". Do tego kanonu należy również "Motezuma" Vivaldiego. Dlaczego? Ci, którzy czwartkowy wieczór spędzili w Teatrze Słowackiego wiedzą, a tych, których tam zabrakło z przyjemnością poinformuję.

Może od początku - "Motezuma", opera w trzech aktach z muzyką Antonio Vivaldiego i librettem Girolamo Giustiego po raz pierwszy trafiła na deski teatralne w 1733 roku. Po II wojnie światowej uważano, że partytura zaginęła. Po latach, na początku obecnego wieku, została odnaleziona w archiwach Sing-Akademie zu Berlin, które zostały zrabowane przez Armię Czerwoną i ostatecznie wylądowały w Kijowie. Współczesne prawykonanie miało miejsce w 2005 roku, a podjął się go Federico Maria Sardelli - muzyka została wykonana w okrojonej wersji spowodowanej brakiem wstępu I aktu i większej części aktu III. Z takim też programem zawitał do Krakowa ten sam dyrygent z Modo Antiquo - jednym z najsłynniejszych włoskich zespołów specjalizujących się w wykonawstwie muzyki barokowej na historycznych instrumentach.

Tyle wstępów, teraz moje odczucia. Teatr Słowackiego jest świetną miejscówką na tego typu wydarzenia - mimo, iż budynek jest ledwie 120-letni to jego wnętrze genialnie współgra z barokowym przepychem w muzyce, z pojawiającymi się tu i ówdzie smaczkami, z dziś brzmiącymi archaicznie, ale zarówno jakże świeżo w codziennym natłoku atakującego zewsząd badziewia, instrumentami. Orkiestra spisała się znakomicie, zresztą to specjaliści dwukrotnie nominowani do nagrody Grammy. Zasiedli na swoich krzesłach i wtedy pojawili się soliści - dwóch facetów i cztery kobiety - i zaczęła się uczta dla uszu i umysłu. Porywające arie Mitreny, żony tytułowego Motezumy, i Asprano - meksykańskiego generała (w jego rolę wcieliła się kobieta), wywoływały ciarki na plecach. Te ciągnące się w nieskończoność wyśpiewywane samogłoski, wibrujące w oszałamiającym tempie, unoszące się i opadające... Może to naiwne, ale poczułem, że mam do czynienia z prawdziwą sztuką, a słuchany na co dzień rock, hip-hop czy inna muzyka popularna, to popłuczyny po prawdziwych artystach, którzy dawno odeszli z tego łez padołu. Ale dzięki takim wyrobnikom jak Panie i Panowie z Italii żyją do dziś i mogą być podziwiani w Krakowie. Mogę na zakończenie podziękować panu Berkowiczowi za pomysł i odwrócić się plecami do czerwonego cuda (opery) zlokalizowanego na ulicy Lubicz.

PS. Poniżej podaję linki z fragmentami koncertu.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Copyright © 2010 • Muzykowisko • Design by Dzignine,