Słucham muzyki, a nie gatunków L.U.C

BIKINIARZE (2008)

Nigdy nie byłem pozytywnie nastawiony do żegnania starego i witania nowego roku na hucznych imprezach. Tym razem, tak jak i dwa lata temu, spędziłem ten wieczór z żoną oglądając wybrany przez nią film. Gdy zobaczyłem okładkę byłem pełen złych myśli - że będziemy oglądali rosyjski kolorowy kicz o zbuntowanej młodzieży lat 50. w samym centrum radzieckiego komunizmu. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że film został zrealizowany w konwencji musicalu. Przepełniono go wszechobecnymi kontrastami - zaczynając od kolorów (zwykli obywatele ubrani na szaro, a bikiniarze wielokolorowi), poprzez sposób spędzania wolnego czasu, a na muzyce kończąc. I to właśnie muzyka odgrywa w filmie ogromną rolę (jak to bywa w musicalach :) - koresponduje ze scenami, jest porywająca, żywa, zabawna, doskonała na sylwestrowe zabawy. Oddaje ducha lat 50. Ale nie są to klimaty typowe dla nudnego i poważnego stalinizmu a dla wyluzowanej młodzieży z zepsutego imperialistycznego Zachodu. Prócz grupowych tańców do muzyki jazzowej można usłyszeć również rock and rolla spod znaku Elvisa Presleya. Ale co przykuło moją uwagę, to jedna ze scen, w której główny bohater składa legitymację komsomolską - moim zdaniem wzorowana na pinkfloydowym teledysku do Another brick in the wall - Part II, więc wybiegająca trochę w przyszłość.

Co roku mógłbym tak spędzać sylwestra :)

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Copyright © 2010 • Muzykowisko • Design by Dzignine,