Słucham muzyki, a nie gatunków L.U.C

HAPPYSAD - Ciepło/Zimno

Kilka lat temu zasłuchiwałem się w płaczliwych piosenkach happysadu - przeżywałem z nimi młodzieńcze zauroczenia, rozterki i zawody. Jak niewiele zespołów świetnie nadają się do oczyszczenia organizmu z niechcianych toksyn po nieodwzajemnionej miłości - nie żadna płaczliwa muzyka, ale dość konkretne uderzenie (w porównaniu do najczęściej kojarzonego gatunku muzycznego powiązanego z tą sferą uczuć - popem) wspomożone smutnymi, dobijającymi tekstami - miód na serce zawiedzionego! I tak słuchałem zawodzących gitar, przyjemnego, delikatnego, czasem radosnego, ale w większości smutnego głosu Kawalca. Zarzuciłem ich albumy ostatnio mając do czynienia z zespołem na koncercie nagrywanym na DVD w krakowskim klubie Studio. Gdzieś obok mnie przeleciał album Mów mi dobrze i tylko dzięki jednemu z muzycznych blogów dowiedziałem się o Ciepło/Zimno.

Pierwsze przesłuchanie wywarło na mnie jak najgorsze wrażenie, ale każde kolejne poprawiało ocenę albumu w moich oczach. Jest tu bardzo dużo gitar, momentami tworzą one ścianę nieubłaganie napierającą na bębenki (Na ślinę, Ciepło/Zimno), czasami pobrzmiewają gdzieś w tle, zawodzą (Nie będziem płakać), czasem budują atmosferę smutku, tajemniczości, przygnębienia, melancholii. Innym razem podkreślają wyrzucane zawiedzione uczucia, złość na drugą osobę. Słychać w ich sposobie gry wpływy muzyki z westernów (Niezapowiedziana). Do krwi okraszono niepokojącymi efektami, do tekstu (o zmazywaniu grzechu, poczuciu winy, potrzebie uzyskania przebaczenia) genialnie dopasowano ciągnącą się powoli muzykę ocierającą się o klimaty gotyckie. W Poznańskim czuć niemal kosmiczny chłód, muzykę gwiazd. W Ciepło/Zimno zespół gra marszowo, jak w którymś kawałku na Nieprzygodzie (nawet tekst pasuje do tamtej okładki: celują we mnie gromy i poluje na mnie deszcz; bo w mojej głowie zamieć, czarne czarne chmury, zawierucha deszcz, do spółki z gradem z Bez znieczulenia). W Biegnę prosto w ogień instrumenty, wchodząc powoli jeden po drugim, stopniowo budują napięcie - najpierw mamy stopę i werbel (?) ciągnące się przez cały kawałek, później dochodzi gitara z pogłosem, a na koniec delikatnie wybuchają wszystkie instrumenty. Zadziornymi klawiszami i mandoliną (?) zaczyna się Most na Krzywej. Miłym akcentem jest obecność lekko chrypiącego głosu Marceliny w Nie będziem płakać.

Album uważam za bardzo udany. Kuba Kawalec na 12 sposobów mówi o tak złożonym uczuciu jakim jest miłość, o towarzyszących mu innych emocjach i nie popada w banały. Wymyśla ciekawe metafory, czasem zdarzają się niespodziewane połączenia słów. Ogromny plus dałbym również za, jak zresztą zwykle, świetną okładkę - trumny jako metafora miłości? Czemu nie!

1 komentarzy:

{ T.K. } at: 9 listopada 2012 19:14 pisze...

O tak, ta płyta jest bardzo udana. Jak dla mnie jedna z lepszych polskich płyt ever :) Genialne melodie, gitarowe riffy, niebanalne teksty i w ogóle wszystko ;D Kocham tą płytę! :D

Prześlij komentarz

 

Copyright © 2010 • Muzykowisko • Design by Dzignine,