Słucham muzyki, a nie gatunków L.U.C

The Swell Season we Wrocławiu, 23.10.2010, 20.00

Na koncert namówiła mnie dziewczyna zafascynowana filmem Once, w którym wystąpili główni bohaterowie wieczoru, duet irlandzko-czeski - Glen Hansard i Markéta Irglová.
Pierwszy raz byłem na koncercie we wrocławskim radiu i muszę przyznać, że sala zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Co najbardziej rzuca się w oczy, to ogromne organy, które przysłaniają jej przednią ścianę. O supporcie nie wiedziałme - na stronie organizatora nie znalazłem takiej informacji. W ogóle pojechałem nieprzygotowany – ani nie wiedziałem, od której godziny można wejść do radia, ani kto będzie poprzedzał gwiazdę. Jak się okazało, to ostatnie wyszło mi na zdrowie (jestem ciekawską osobą i lubię wiedzieć co gra zespół, na którego koncert idę).
Kilka minut po godzinie 20 na scenę wyszła kobieta z mężczyzną. Publiczność, ciasno wypełniająca pomieszczenie, powitała ich oklaskami. U mnie konsternacja – przecież to nie Ci ludzie, których widziałem na ekranie! I rzeczywiście, nie pomyliłem się - Longital to podobnie jak Swell Season duet damsko-męski ze Słowacji. Wystąpili z przyjemnym repertuarem, taki trochę zadumany rock. Ale znalazła się wśród kilku, chyba 8 odegranych kompozycji, perełka w klimacie Ścianki (niestety, nie znam dość obszernej dyskografii zespołu, więc nie podam tytułu tego utworu) oraz zamykający ich występ, najpierw błogi, delikatny, a na koniec wykrzyczany A to je vsetko. Co mnie jeszcze zaskoczyło, to dźwięk jaki wydaje gitara elektryczna, na której gra się za pomocą smyczka (to przecież skrzypce!!!) oraz bas imitujący perkusję dzięki uderzaniu jednocześnie o wszystkie struny.
Po kilkunastu minutach przerwy na scenę weszli Glen z Markétą oraz towarzyszący im czteroosobowy zespół. I, niestety, koncert zaczął się okropnie – Glen zakrzyczał siedzącą przy fortepianie Markétę, fortepian, skrzypce i perkusję! Obawiałem się, co będzie dalej. Na szczęście dalej było o wiele lepiej – Hansard, mimo że ma potężny głos, pozwalał, aby widzowie usłyszeli także Irglovą oraz pozostałe instrumenty grające tego wieczoru. Były solowe popisy obu bohaterów Once. I to właśnie na piosenki z tego filmu publiczność wyraźnie czekała, przy nich była pobudzona i to one były najbardziej oklaskiwane. Mnie urzekły kawałki śpiewane przez Markétę z akompaniamentem gitary – delikatne, wyciszone, zadumane, melancholijne... Jedno ze swoich wystąpień poprzedziła opowiadaniem o Wormsach i o tekście w języku polskim, który zapadł jej w pamięć (ale mi z pamięci uleciał ;/). Czuć było, że zespół dobrze się bawi na koncercie – bez problemów nawiązywali kontakt z publicznością od czasu do czasu wtrącając anegdoty. Były bisy. Ile? Nie zliczyłem ;p W ostatnim, jak niesłusznie sądziłem, kawałku, na scenę wkroczył ponownie Longital i wspólnie wykonali A to je vsetko. Jak się okazało zakończenie koncertu było akustyczne, z korowodem zmierzającym za kulisy i nie mogącym tam trafić :) (zespół tuż przed drzwiami zawrócił i dopiero po skończeniu utworu zniknął).
Przyznam, że miło spędziłem trzy sobotnie wieczorne godziny we wrocławskim radiu – taka odtrutka na słuchaną na co dzień muzykę - dziękuję pewnej osobie, że mnie na ten koncert namówiła!
P.S. Zapomniałbym o trzecim członku Longitalu – laptopie z jabłuszkiem :D

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Copyright © 2010 • Muzykowisko • Design by Dzignine,