Słucham muzyki, a nie gatunków L.U.C

DEZERTER - Prawo do bycia idiotą

Gdybym był punkiem ze wstydem przyznałbym się, że przygodę z Dezerterem zakończyłem na albumie Ziemia jest płaska. Jeszcze większym wstydem byłoby przyznać się, że słabo znam repertuar z okresu PRL. Ale nie jestem punkiem-dezerterowcem, więc wstydu nie czuję ;p 

Dlaczego więc pojawia się tu recenzja Prawa do bycia idiotą? Głównie z powodu "dużego" hałasu towarzyszącego wydaniu albumu oraz trasie promującej go i mającej zahaczyć o Stołeczne Królewskie Miasto, o czym głosiły licznie rozwieszone plakaty. Ale też dlatego, że zwyczajnie Dezerter przyciągnął mnie także dość ciężką muzyką, prostymi tekstami poruszającymi problemy lokalne (polskie), które można traktować jako zarys problemów pojawiających się nie tylko na naszym podwórku, ale potencjalnie mogącym mieć miejsce i mającym je w różnych częściach świata, ukazujących patologie władzy, bezmyślność ludzi, oraz globalne problemy, takie jak np. kwestia wycinania lasów amazońskich. W skrócie - punkowy i anarchistyczny alfabet.

12 lat minęło od ostatniej płyty, którą znam i przez te 12 lat niewiele się zmieniło. Dezerter jak był, tak pozostał solidną kapelą nie dającą o sobie zapomnieć i zmuszającą słuchacza do zastanowienia się nad własnym życiem i nad światem otaczającym nas. Czy aby wszystko jest z nami ok, czy potrafimy na cokolwiek wpływać, czy jesteśmy tylko marionetkami, czy rozumiemy to, co się wokół nas dzieje?

Już tytuły wiele wyjaśniają o czym Krzysztof Grabowski chce się z nami podzielić, a co Robert Matera silnym głosem wyśpiewuje - Ratuj swoją duszę, Co za czasy? Do widzenia na dzień dobry, Kłam, Świnie. I znów mamy do czynienia z relatywizmem moralnym, z zalewem produktów Made in China, z hipokryzją państw demokratycznych, z wszechobecnym i bezwzględnym rynkiem, z wojnami o boga; słyszymy również o ludziach-odludkach, którzy są jednostkami w otaczającym je społeczeństwie.

Ponadczasowe teksty okraszono ciężką, już nie tak drapiącą i gryzącą, jak za czasów Mam kły, mam pazury, choć bardziej melodyjną, mogącą nawet trafić do "szerszej publiczności", ale nadal silną, gitarową, brudną, garażową muzyką - miód na ściankowe serce :) Absolutnie za dźwięki wyróżniam kompozycje basisty, Jacka Chrzanowskiego, za świetny otwieracz płyty - Ratuj swoją duszę - podkręcający tempo, następnie dający chwilę wytchnienia i po kilkudziesięciu sekundach powracający, aby wybuchnąć perkusją i elektryczną gitarą oraz Kłam, za pidżamowy klimat i 5 sekundowy fragment w 1. minucie i 10 sekundzie przypominające dokonania ekipy TSA, a także (już autorstwa Matery) Blasfemia, za powolne i coraz głośniejsze gitary we wstępie.


Kolejna płyta wydana w ubiegłym roku, którą warto mieć w swojej płytotece!

P.S. Mi trafiło się wydanie z DVD, na którym do obejrzenia niespełna półgodzinny materiał o nagrywaniu Prawa do bycia idiotą oraz 4 fragmenty z koncertu na Festiwalu Jarocin 2010 (które są częściowo zawarte w filmie nagranym w studiu). Stare, dobre, no. To najlepsze, no. Wszystko, kurna, co stare, to najlepsze.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Copyright © 2010 • Muzykowisko • Design by Dzignine,