Słucham muzyki, a nie gatunków L.U.C

KULT - MTV unplugged

Utarło się, że dobra płyta koncertowa, tak jak dobry koncert, czy to akustyczny, czy "z prądem", powinna zawierać powszechnie znane kawałki z repertuaru (pomijam takie oczywistości jak perfekcyjna dyspozycja muzyków, produkcja, czy choćby odbiór muzyki przez fanów). Kult oprócz "hitów" - Gdy nie ma dzieci, Brooklyńska rada żydów, Baranek i Polska (tutaj pod tytułem Mieszkam w Polsce) zamieścił utwory zwykle grane live oraz te, które zdarzają się rzadziej - Umarł mój wróg czy Mędracy. Co do pozostałych składowych -  muzycy, jak to Kazik niejednokrotnie mówił, do wirtuozów nie należą; zaś słuchacze szczelnie wypełnili fotele w warszawskim Teatrze Och.

Dwupłytowy Unplugged jest świetny! W końcu Kult ma uwieczniony koncert na krążkach CD i DVD na poziomie na jaki zasłużył (Tan traktuję jako wydawnictwo, które nazwać można wypadkiem przy pracy - dźwiękowo jest to porażka, fanów w ogóle nie słychać, jakby nie był to występ na żywo, ale sesja w studio bezpośrednio nagrywana na czarną płytę).

Co uderzyło mnie na samym początku odsłuchiwania tego wydawnictwa? Pierwszy utwór :) - nie spodziewałem się, że koncert będą otwierali Jeźdźcy, bo dlaczego? Nie jest to ani wyjątkowy utwór w warstwie tekstowej i muzycznej, ani nie ma jakiegoś szczególnego znaczenia w historii grupy, a jednak znalazł się na samym początku tego niecodziennego wydarzenia. Dla mnie Jeźdźcy podsumowują cały album, który jest pełen niespodzianek, niespodziewanych kawałków, nieoczywistych instrumentów, niezwykłych wyborów i powrotów do starych, koncertowo zapomnianych utworów, o których pisałem już powyżej. Z drugiej strony nie ma takich oczywistości jak Konsument, Krew boga, Wódka, Do Ani, Parada wspomnień, Pasażer ... Nie wszystko da się zagrać bez prądu nie wszystko bez prądu chciałbym usłyszeć (jak by brzmiała Goopya peezda?).

Mógłbym pisać o całym albumie, każdą piosenkę szczegółowo analizować; poświęcę się tylko temu co zasługuje na wyróżnienie, bo wśród utworów bardzo dobrze wykonanych (większość) są takie, które zachwycają nowym aranżem. 1932 Berlin jest odegrany jakby przez okrojony big band w klimacie lat 30; Maria ma syna jest moim i wnuczki Kazika faworytem na płycie Hurra!, tutaj ze świetnymi klawiszami Grudzińskiego (w ogóle Gruda zagrał świetny koncert, jego instrument niejednokrotnie decyduje o odbiorze i charakterze całego kawałka, nadaje mu kierunek) i sekcją dętą (lepszą niż na albumie studyjnym); w Brooklyńskiej radzie żydów Glazik, Ważny i Zdunek (saksofonista, puzonista i trębacz) zbliżają się do rytmów bałkańskich uzyskiwanych przez Bregovicia, a bandżola brzmi jak cymbały; monumentalny, a zarazem smutny klimat zbudowany w Dziewczyna się bała pogrzebów skłonił mnie do ponownego odkrywania twórczości Stanisława Staszewskiego z pierwszej "tatowej" płyty (dotychczas druga o wiele bardziej mi przypasowała). Zdecydowanie słabiej i bez swojej pierwotnej siły wypadają Czarne słońca mimo znów świetnego Grudy oraz Gwiazda szeryfa, zarejestrowana podczas koncertu, ale dostępna do ściągnięcia tylko dla posiadaczy wersji 2 CD plus DVD. Nowym kawałkiem jest Szantowy przypominający Kazelota - wolałbym, żeby Kult nie wracał już do historii typu Salon Recreativo i Poligono industrial.

Konwencja unplugged w wydaniu MTV łączy się z zaproszeniem gości. Kult (osobiście odnoszę wrażenie, że Kazik) do tego miana wybrał dra Yry, Tomka Kłaptocza oraz Zaciera. Pierwszy wykonał Nie dorosłem do swych lat swoim szorstkim głosem nadając kompozycji głębi, drugi - Bliskie spotkania 3 stopnia, a trzeci Gdy nie ma dzieci (jak powiedział dr Yry wybór padł na tę piosenkę ze względu na to, że jest ona szczera pod względem tekstowym). Na załączonym DVD zobaczymy jak członek El Dupy, wchodząc na scenę potyka się i upada, a skończywszy śpiewanie zostaje ściągnięty przez kultową ochronę, Kłaptocz wystrojony w garnitur ma spodnie wpuszczone w podkolanówki, a Zacier występuje z garnkiem na głowie i poprzyczepianymi tu i ówdzie balonami.

Scena Teatru Och, która jest usytuowana pośrodku dwóch widowni, postawiła siedzącego w centralnym jej punkcie Kazika w kłopotliwej sytuacji wyboru siedzenia przodem do strony po jego prawej lub lewej ręce i przez początkową część koncertu kręcił się z zajmowanym krzesłem. Koncert kończy się Sowietami, ale przed nimi otrzymujemy świetnie wykonaną i, jeśli wierzyć temu co widać na DVD, zagraną bez przygotowania i wcześniejszego ustalenia, przyjętą na stojąco, Polskę - aż trudno uwierzyć, że Staszewski był zdenerwowany na początku koncertu...

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Copyright © 2010 • Muzykowisko • Design by Dzignine,