Słucham muzyki, a nie gatunków L.U.C

KNŻ - Bar la Curva/Plamy na słońcu

 








 


12 lat od wydania ostatniej studyjnej płyty w końcu jest! Przez wielu najbardziej wyczekiwana polska płyta rockowa pierwszej dekady XXI wieku. Po latach rozłąki muzycy KNŻ ruszyli w trasę koncertową, a jej zwieńczeniem okazał się być ten wielopłaszczyznowy album o szerokim spektrum inspiracji.

Blisko 20 lat temu, kiedy powstawała pierwsza płyta Ale w studio, Kazik z kolegami grał prostego rocka, miejscami zahaczającego o bluesa. Kolejny album, Porozumienie ponad podziałami, prócz wprowadzenia rapowanych elementów w sposobie artykulacji tekstów przez Kazika, przyniósł dwóch nowych członków zespołu, których doświadczenie wpłynęło na ciężar muzyki wykonywanej od tego czasu. Las Maquinas de la Muerte po raz kolejny dostarczyło nowych doznań - ciężarne gitary delikatnie ustąpiły miejsca bardziej skomplikowanym, dojrzalszym (?) kompozycjom. Na obecnym krążku zespół kontynuuje drogę obraną na LMDLM, czyli po części zaskakuje nowymi pomysłami, a miejscami korzysta ze sprawdzonych już patentów.

Mając za sobą kilkunasto-, a może już i kilkudziesięciokrotne przesłuchanie albumu nadal dziwię się, że nie wyszedł on w marcu, kiedy to o wiele lepiej pasowałby do powszechnie znanego porzekadła ludowego (W marcu jak w garncu), a w listopadzie (chociaż i to można wytłumaczyć takim oto kwiatkiem: Jaka pogoda listopadowa, taka i marcowa). W Barze la Curva oraz na Plamach na słońcu również jak w garncu: trochę grunge'u nirvanowskiego przeplatanego Judas Priest, Ozzym i Black Sabbath; Kaczmarski Jacek śpiewa głosem Kazika, a gitary elektryczne w łapach trzymają chłopaki z Metalliki. Część kompozycji brzmi jak uboższa wersja Kultu (brak tylko sekcji dętej i klawiszy), a inne - jak solowe, "alternatywne", poczynania wokalisty (który czasami śpiewa jakby od niechcenia i poza melodią).

Nigdy od KNŻu nie oczekiwałem gimnastyki instrumentalnej i wokalnej. KNŻ - tak jak nazwa jest prosta, taka też powinna być muzyka zespołu, taka jak na PPP - żadnych wygibasów, skomplikowanych melodii, wysmakowanych solówek. A tymczasem dostałem bigos spod znaku wielu artystów, na których być może grupa się nie wzorowała, ale wyszło tak, że tu i ówdzie słychać twórczość właściwie klasyków w swoich gatunkach. Ciężko słucha się albumu gdzie raz łoją a zaraz są przeboje radiowe... Tak jak wielu fanów czekałem te 12 lat. Od dziś z większymi nadziejami czekam na kolejne dokonania Luxtorpedy.

PS. Po co dwa tytuły i dwie okładki?

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Copyright © 2010 • Muzykowisko • Design by Dzignine,